środa, 14 października 2009

DJ Quik & Kurupt - BlaQKout

Wspólny projekt 2 legend Zachodniego Wybrzeża – DJ Quika i Kurupta z duetu Tha Dogg Pound rodził wiele nadziei na muzyczną bombę i bezpardonowe nawijki obydwu weteranów, które rozbujają niejeden melanż, niejeden grill-out w ogródku i niejeden letni wieczór spędzany w plenerze. Warto zaznaczyć, że Kurupt jest ostatnio strasznie płodnym artystą, coś co od zawsze było cechą charakterystyczną dla jego nieco grubszego ziomka z D.P.G., wydającego niezależne albumy ze średnią chyba 2 rocznie. Czytałem, że teraz ma własny kanał dystrybucji czy coś na ten kształt, więc kolejnymi projektami będzie nas wciąż bombardował. Tymczasem, wróćmy do meritum tejże notki…
BLAQKOUT
Obaj panowie zaserwowali nam jak najbardziej smakowity kąsek, coś co nie bez przesady nazywane jest przez wielu fanów (niestety głównie w USA) – nową jakością WEST COAST HIP HOP. W produkcjach multiinstrumentalnie uzdolnionego Quika słychać wciąż p-funkowe inspiracje ubierające raczej szaty newschoolowego G-funku i dosyć eksperymentalnych rozwiązań. Brzmienie Quika ewoluowało, co pokazał nam 4 lata temu na „Trauma” (tam dało się słyszeć, że postawił trochę więcej m. in. na mocne bębny, a najbardziej miękki groove’owy p-funkowy numer to nie jego produkcja, a LT Moe, znanego między innymi z numeru „Kush’n N Push’n” Dogg Pound czy singla „Pimpin” Tony’ego Yayo (tak tak tak, get your hate on!) o iście kalifornijskim brzmieniu – serio!). Na „BlaQKout” mamy typowe dla multiinstrumentalnie uzdolnionego Blake'a bawienie się licznymi instrumentami, ale również samplami...mamy pokręconą piszczałę w „Cream N Ya Panties” (i bynajmniej nie jest to brzmienie typu sinusoidy portamento klasycznej dla G-funku, ani typowy flet (!?), który z kolei często pojawia się w nowoczesnych produkcjach G-F z bitami Fredwrecka na czele) i mamy klasyczny West Coast’owy hymn – „The Appeal”. Mamy też bit typu kosmiczny plastik („Jupiter’s Critics (…)”) czy przekombinowany zapychacz („9 Times Outta 10”). No i mamy kawałek typu chujowy i to aż w 2 wersjach. I mamy numer "Ohh!", czyli bombę, która pokazuje, że Quik potrafi zbudować zajebistą melodię na pojedynczych dźwiękach, doprawiając wszystko istnie grubym basem i Westcoastowym groove’em. ;) "Ohh!" hipnotyzuje ilekroć je zapuszczę. A to 1 z kilku perełek.
Co do warstwy merytorycznej to wschodnio-zachodni reprezentant D.P.G. nie jest w formie wierszoklety, co obserwujemy już niestety jakiś czas. Bo wraz z wejściem w XXI wiek, z Gotti Bin Laden czyli pierwoszędnego punchline'era, coraz mniej słychać w linijkach Kurupta. Zaryzykuję wręcz, że jest cieniem bezczelnego, cynicznego rapera z czasów "Dogg Food", czy nawet "Space Boogie". Co nie znaczy, że się nie jaram, coraz bardziej wychillowanym i wręcz idealnym flow dla każdej dobrej G-F-produkcji. W tym miejscu jest...miejsce, by zacytować oto mój ulubiony, lyrically-deep wers Kurupta:


„Bitch nigga, you more of the bitch than a bitch!” ;)

Taaaa, ale do tego się przyzwyczailiśmy już kilka lat temu, tak samo jak do tego, że jak mało kto potrafi się poruszać (baaa – płynąć) po najlepszych Zachodnich bangerach, gdzie KRS-One czy Nas brzmieliby drętwo, baaa – niejeden Zachodni reprezentant nie wiedziałby jak nawijać by to brzmiało. No i nikt tak dobrze jak Kurupt nie potrafi oddać radości z takich przyziemnych, prostych, małych przyjemności, jak po prostu…..PEŁEN RELAX. ;)

Myślę, że całość zgarnęłaby więcej pozytywnych ocen, gdyby z tego krótkiego albumu zrobić epkę, wyjebując kilka zapychaczy, niepasujący ani trochę skit, czy przerywnik na kształt "Quik's Groove", który nie brzmi wyjątkowo świeżo – pozostałe 6, 7 kawałków to naprawdę perełki Zachodniego Brzmienia, wobec których disrespect, jest buractwem, głupotą czy klapami na uszach.

DJ Quik & Kurupt - Ohh!



DJ Quik & Kurupt - The Appeal