czwartek, 14 kwietnia 2011

Nate Dogg?! Nate Ggod!!!

Chciałbym uniknąć pisania w patetycznym stylu, kim był dla mnie Nate Dogg, zmarły (co niby było kwestią czasu...ale, kurwa, co z tego!?) 15.03.2011. Jestem pewien, że był kimś więcej niż znanym r e f r e n i a r z e m ze świty...no właśnie - kurwa, Eminema i 50 Centa!?!? Owszem, współpracowali – nagrywali, koncertowali. Ale pokazuje to, (nie)stety skalę ignoranctwa, jeśli są to najbliższe skojarzenia dla słuchaczy (!?) z Nate Doggiem. Ktoś, kto tak naprawdę z d e f i n i o w a ł (zredefiniował?) brzmienie G-Funku, wplatając w gangstersko-ballerskie nawijki niebanalny śpiew i niebanalne myśli nieprawdokurwapodobną skalą głosu. Jedyne słuszne skojarzenia są t r z y: L-B-C!!!

Chodzą jeszcze po ziemi Butch Cassidy, Bo-Roc, L.V. czy Mr. Kane. W Japonii mamy wciąż (co po tragedii, która dotknęła między innymi Yokohamę AKA LoccoHamę, wcale nie było takie oczywiste) fenomenalnego Big Rona.

No. Ale Nate Dogg’a już nie mamy. Niewypowiedziana strata dla najbardziej bogatej w dźwięki, refleksyjnej i skocznej gangsterskiej muzyki, która zdecydowanie lepiej brzmiała z męskim, niż damskim, śpiewanym wokalem. Nie ujmując oczywiście np. Lady V, Williamsowej czy Traci Nelson.

P.S. Beka z tego, jakie ceny osiąga teraz kupowane przez lamusów „Music & Me”. Ta płyta była zawsze dostępna po niskich cenach. A teraz można dopisać w aukcji „OOP monster rare!” i już sezonowcy się ślinią.

Sory za żółć.

Poniżej 3 zajebiste numery z Nate Dizzle'em na bitach BattleCata. W pierwszym również sam BC Powda rymuje, numer udostępnił w necie AMP – mistrzowski producent z Arizony, dziedzic stylu i umiejętności BC!


Nate Dogg f/BattleCat & Syc - Special Part Of Me


Tha Eastsidaz f/Nate Dogg – Let’s Go Play


Snoop Dogg f/Tha Eastsidaz, Kokane A/K/A Mr. Kane & Nate Dogg - Bottom Girl



Chuuuuuuuuuch!!!

czwartek, 27 stycznia 2011

Various Artist - Pandemonium (2001)

Cześwitaaam.

Mam dziwne wrażenie, że napisanie podsumowania zeszłego roku, jest chyba zbyt dużym wyzwaniem dla mnie. Tracki, ewentualnie albumy, usytuowałem już sobie na wyimaginowanym podium i tuż za nim...w głowie. Po prostu nie mam czasu, by temu podsumowaniu nadać jakiś wyraz, ciekawą formę - a skoro piszę na tym b l o g u dwa razy na kwartał, to chcę, by kazdy post był napisany z namaszczeniem, przytupem i jajami.

Myślę, że dam radę do np. Walentynek.



Dzisiaj chciałbym Was zachęcić do raczej niezbyt kojarzonej pozycji, jaką jest składanka artystów wielorakich, pod tytułem "Pandemonium", wydana w listopadzie 2001. Tytuł mógłby sugerować, że będziemy mieli do czynienia raczej z cięższym shitem - tymczasem dużo tu bujającego gówna, przeplatające się klimaty Mobb Music i G-Funku, z pewnymi brudnymi, południowymi akcentami. Producencko najwięcej (i w moim odczuciu najlepiej) partycypuje tu pan G-Man Stan AKA Stan Keith). Poza nim mamy tu również na bitach legendarnego reprezentanta Oakland - Anta Banksa, Happy P, kultowego Mike'a Mosley'a, Young Lae & Sky, Bosko i Fatt Dadd. Na mikrofonie słyszymi najlepszych z najlepszych:

- gwiazdy róznych zakątków Cali (Snoop, Warren G, Richie Rich, B-Legit, E-40, Too $hort, MC Ren, Jayo Felony, Yukmouth, C-Bo, Spice 1, San Quinn czy Keak Da Sneak)
- weterani Południa (Scarface, Juvenile czy Devin)
- nie-byle-rapery ze Wschodu (Fat Joe czy Twista)



Bump, bump, bump! 3 tracki na zachętę:

Too $hort, E-40, Richie Rich (HEAVYWEIGHT TRIO) & Jamesa - Get This Moeny
(beat by G-Man Stan)

Ten track to jeden z moich ulubionych numerów ever ever!




Devin, Fel i Twista - Toast 2 The Pussy
(beat by legendary Ant Banks)

Nie wiem, o czym jest ten numeeer...




Snoop, Warren, Delinquents & Soul Rebel - Ballers Night Out
(beat by G-Man Stan)

Getcha groove on!

niedziela, 2 stycznia 2011

Top 3 of 2010 - the prelude...

Podsumowanie roku – preludium…

Podchodząc to sprawy stricte G-Funkowo, zapodam absolutne top 3 ubiegłego roku. A mimo wszystko, mimo porażek zarówno ze strony legend pokroju Ice Cube’a czy Kurupta w kolaboracji z Terace’em Martinem (jak to jest wyznacznik Nowego Westu, to ja mówię „PAAAS!”), mimo przeciętnie ciekawego albumu od DPG, produkcji sygnowanych logiem OG Daddy’ego V, Kokane’a - trochę się działo w tym roku. Z namaszczeniem celebrując i dozując raczenie Was tłustym, jedynie słusznym vibe’em, w odstępach około tygodnia przejdę od miejsca 3. przez 2. aż do numeru 1.

Top 3 należy czytać „3 najlepsze jointy” tego roku… Ciężko w dzisiejszych czasach wymagać w pełni G-Funkowej płyty, na której G-Funkowe perły nie byłyby przeplatane kilkunastominutowymi przerwami na różne wynalazki typu hyphy, bubble-gum-rap-pop-collabo czy dirty-techno-auto-tune-retarded-crap.

Choć co do numeru 1 na liście, umieszczony będzie cały album. Dla dociekliwych powiem więcej – miało na nim udział 2 przeasów z Najjaśniejszej Rzeczpospolitej…

Oczekując na kolejnego posta, na którym zapoznam wygłodniałą publikę z numerem 3 z mojego subiektywnego i niesprawiedliwego rankingu, można uraczyć się paroma jointami (z roku 2010, jak i 2008, 2009 – a co tam, dawno nie pisałem), które zamieszczam poniżej:



Foesum – I Like Em (feat. II-J & Wayniac (of Twinz)) (prod. by II-J)

Tegoroczny album Foesum to ewidentnie mocny akcent. Dla wielu jednak to już nie to samo – powód? Z ekipy odszedł DJ Glaze, który swoimi produkcjami wykreował jedyny w swoim rodzaju klimat albumów tego zacnego trio. Japoński raper i producent – II-J na poniższym numerze dokonał dosyć karkołomnego zadania tj. przywrócenia, choć na chwilę, klimatu Glaze’owskich produkcji, produkując jeden z najlepszych numerów na albumie pana T-Dubba i MNMSTA’y.





II-J – Common Place (feat. U-Pac, Ma-Ko)





II-J – Summer Time Magic (feat. Say)



O panu II-J swego czasu i tak skrobnę więcej. Wierzcie na słowo – jeden z najznamienitszych Japońców w słonecznej rapgrze! Jego album z 2009 jest na to nie jedynym, acz wystarczającym, dowodem.



DJ Go – Summer Madness (feat. A-Zack & Kayzabro (of DS455)) - na refrenie oczywiście zgrabnie wpleciony motyw z klasyka Kool & The Gang.





DJ Go – Day Off (feat. Destino & 宏実)



2 powyższe jointy to również japońskie gówno, prawdziwy Wesssscoassshizzle. W Japonii jest od ładnych kilku lat prawdziwy boom na G-Funk – i to bardzo tłusty. Do tego stopnia tłusty, że naprawdę zjadają niektóre amerykańskie G-Klasyki – ale nie ma róży bez ognia, miejscami łączą to brzmienie z dosyć spedalonymi, spopowiałymi brzmieniami/wokalami.