środa, 23 września 2009

A skoro zaczynam i o początkach mowa...

Początki, początki.

To może taka krótka, rozkmina co do albumowych (LP’owych czy EP’owych) inter (bynajmniej nie Mediolan, l. pojedyncza „intro”)
Niektórzy dają krótkie gówna kilkunastosekudnowe, co ich nawet last.fm nie scrobbluje. Nie chce im się? Brak kreatywności? Brak czasu? Brak wrodzonej bezczelności, bo i tak już ½ płyty zaejbali kiepskimi skitami? Pytania retoryczne, ma się rozumieć. ;) Inni dają pełne blasku i majestatu wejścia. 2006 - Tha Blue Carpet Treatment - Snoop robi wjazd na takim bicie od Battlecata-Meg0-Mistrza, że liczylem na Doggystyle 2, naprawdę miazga, i choć moje marzenie o „Tha Blue Carpet Treatment” jako newschoolowym g-funku raczej okazały się płonne (choć Battlecat robi tam jeszcze raz wjazd, Fredwreck zapodał pierdoloną perełkę, no i jeszcze pewnie-przez-większość-już-zapomniany Rhythm D dał też rewelacyjny g-funkowy bicik z pierdolonym vibe’em). Kawałki dla niedowiarków, że ta sprzedana-komercyjna-dzifka-Doggy-Dogg mógł dać jeszcze w 2006 takie Chevy Impala’owe g-miazgi, PONIŻEJ:

Intrology (prod. by Battlecat) czyli newschool g-funk na najwyższym poziomie!

Crazy (feat. Nate Dogg, prod. by Fredwreck)

L.A.X. (feat. Ice Cube, prod. by Battlecat) zawiera sampel z numeru pewnej legendarnej grupy i o niej już niedługo będzie notka.

Ewidentny bicik numer 2 obok intra - A Bitch I Knew produkcji starego wyjadacza Rhythm'a D, przy współpracy z kim? Z Battlecatem. ;)



Mówiąc o intrach z chęcią sobie wspomnę o tym starym zgredzie Hovie. ;) Otóż ten koleś, bez względu na to jak prezentuje się dalsza zawartość albumu, na intro przeznacza jeden z ciekawszych (jak nie najciekawszy, najlepszy, NAJ) bicik. Poza „Reasonable Doubt”, bo tam w zasadzie nie ma intra, a po drugie, całość jest peirdolonym mainstreamowym klasykiem. No gdyby wyejbać numer z gorącym kociakiem Foxy Brown. Ale zresztą fajnie jest posłuchać jej w numerze o robieniu tego-i-owego (y’all know what i’m talkin’ bout). Zresztą ten utwór, obok występu u Ladies-Love-Cool-James’a i Toni Braxton otworzył jej drzwi do kariery (Ill Na Na w pierwszym tygodniu sprzedało się grubo ponad 100tys. egzemplarzy, MOMMA!). Dobra, koniec dygresji. Wracam do inter Jay’a:

Vol. 1 In My Lifetime – intro składa się z trzech części (dwóch bitów produkcji Preemo), oba takie miazgi…w zasadzie (zwłaszcza pierwszy bicik – A Milion And One Question), do tego jeszcze jeden i ostatni już bicik Preemo dorzucił...na skit. Ale i tak są to klasyczne rzeczy. Poniżej instrumental.




Vol. 3 Life And Times Of S. Carter – nie powiem, że płyta nierówna, bo nierówne to jest Vol. 2 Hard Knock Life. Ta płyta jest po prostu taka, którą łatwo pominąć, wpuścić jednym wypuścić drugim, olać, zlać, zapomnieć. Jest po prostu dosyć przeciętna. Jest Preemo…i jest fajnie fajnie, że jest w jednym kawałku, ale nic szczególnego nie pokazuje. Natomiast intro. Ciekawy motyw z samplowanym wokalem (i bynajmniej to jeszcze nie była robota Kanye’a, ten typ pojawił się rok później na produkcjach ROC). Krótka zwrotka Jay’a. W ten sam deseń zrobiony interlude i outro. Klasyczna rzecz od niejakiego K-Roba. Fajny motyw, pomysł. Coś co jest pierwszą rzeczą jaka mi się kojarzy z tym albumem.



The Dynasty – Roc La Familia – no i tu się zaczynają miazgi!!! Toż to pierwszy album Jay’a, na którym słyszymy Just Blaze’a (może pomińmy w tej chwili kwestię, że jestem psychofanem tegoż bitmejkera). INTRO. Nazwane po prostu INTRO. A tak naprawdę pełnoprawny kawałek, 3 zwroty, ostre linijki Cartera. Bit majestatyczny, do tego samplowany wokal, coś co zostaje w pamięci na dłuuuuuugo. I nie majestatyczny w tym napuszonym na siłę patetycznym tego słowa znaczeniu (bynajmniej nikt nie samplował tu marszu koronacyjnego, co zrobiono na numer Nasa – Got Yourself A Gun). Po prostu THA BOMB! Choć na tym albumie są jeszcze 2 produkcje, które ewentualnie mogłyby zagrozić bitowi z intra zdjęciem koszulki lidera, to i tak ten bit zjada resztę płyty. Którą i tak lubię. Swoją drogą. Ma się rozumieć. ;)



The Blueprint – czy The Ruler’s Back to intro, czy w sumie po prostu pierwszy numer – nie będę się zagłębiać. Otwiera album, tytuł podkreśla, że to pierwszy numer, więc pewnie jest to i swego rodzaju intro. I to jakie. Znów majestat. Mimo, że Blueprint to XXI-wieczny klasyk (masz inne zdanie, to je wyraź, mówię o tym, co się pisze, i ile gwiazdek się przyznaje ;)) głównie dzięki soulfulowym bitom Kanye’a, to jednak B!nk dając 3 bity na ten album (w tym THE RULER’S BACK zwłaszcza) ugruntował pozycję tegoż krążka jako masterpiece. O B!nku pewnie i napiszę osobną notkę.



The Black Album – Just Blaze zapodał zajebisty instrumental. Taki, podczas słuchania którego aż cisną się na usta słowa ODPŁYWAM, SOOO FLYYYY. Klimat z płyt Commona, można rzec. Bym powiedział, że klimacik J Dilla.



No i nawet owiane złą sławą Kingom Come ma przekurwiste intro. Na pewno jeden z ciekawszy bitów na płycie (w sumie zresztą i numerów, bo Jay tam jedzie na oko 1,5 zwrotki).



No i cóż, u Jay’a to się widocznie wyrobiła norma, że intro musi rozkurwiać…obojętnie od reszty zawartości CD. Ale czemu? Bo to jak ktoś zaczyna świadczy o nim samym? No jasne, szkoda by zapomnieć kwestię, że płyty się sprzedaje, SPRZEDAJE. Za hajs. HAJS. ;)

Poniżej zamieszczam jeszcze kilka inter/intrów czy też po prostu kawałków otwierających album, robiących takie peirdolnięcie, że głowa mała, lub po prostu miły wjazd, czyli po prostu najkrócej ujmując – INTRA, KTÓRE MI ZAPADŁY W PAMIĘCI:
Nas – The Genesis (szkoda, że nic nie zarymował na tym bicie…mimo, że cały Illmatic, wiadomo, rozurkwia, to jednak zawsze czuję niedosyt, że ten bicik został TYLKO nierymowanym intrem)



Nas – The Stillmatic (jeden z najlepszych, jak nie najlepszy bit na Stillmatic, dobrze, że Nasir rymuje na nim, zajebisty ton, powrót króla!)



Snoop Dogg – Snoop World – najlepszy numer na zniesławionym albumie Snoopa wydanym w nieistniejącym już imperium plastikowych brzmień Mastera P. Ciekawy bicik od KLC z Beats By The Pound. KLC to w sumie jeden z najważniejszych nowoorleańskich producentów. Da Game Is To Be Sold, Not To Be Told mam też na kasecie, ech, back in the days. ;)



Twista – Get Me – chyba najlepszy kawałek na i tak przepełnionym hitami albumie „Kamikaze”. Bit zrobił najwierniejszy producent Twisty – Toxic. Producent, o którym można powiedzieć wiele złego i dobrego, ale jednego na pewno mu nie odmówimy – potrafi wysmażyć bardzo różnorodne bity.



Beanie Singel – The Truth – tytułowy numer z pierwszego albumu B-Maca. W zasadzie pierwszy szerzej usłyszany bit od Kanye’a. Wiem, wiem, co se myślicie. ;] Kanye spedalony różowy misiek. ;) Ciekawsze epitety wrzucajcie w komentarzach. Ale ten numer to taka produkcja od Kanye’a, za którymi próżno wypatrywać…mocny uliczny wjazd. A hustler z Philadelphii czuję się na nim wprost wyśmienicie.



Kurupt – Young Gotti (Intro) – wydane w 2006 „Same Day, Different Shit” solo Kurupta, wydane independent w wytwórni Daza (i wyprodukowane w całości przez niego) przez wielu jest uważane za niewiele wartą pozycję. Mam wrażenie, że mówią to ci, którzy niezależnych albumów od Daza też nie tykają. Ja mam całkiem inne zdanie. Ale zgodzę się, że motyw na intro i outro rozpierdala cały album.



Daz Dillinger - Intro (Penitentiary Chances) - intro robi miazgę, bazując na samplu z hitu Eurythmics, do tego Daz dogrywa basik...szkoda, że przegadane, bo mogłoby uratować album Daza "Gangsta Crunk" od kilkucentymetrowej warstwy kurzu na pudełku, który notabene samemu nośnikowi też szkodzi.



Doggy’s Angels – Baby If You’re Ready – znów chyba najciekawszy, najbardziej dopracowany i najklimatyczniejszy (no, poza 2 numerami, ale tych jest tu aż 19) joint na płycie. Ewidentnie zachęcia do dalszego słuchania, ba, nawet robi nam apetyt na prawdziwą female-westcoastową bombę. Produkcja? A jak myślisz? Pewnie, że BATTLECAT!



AZ – Once Again / Ma$e – Welcome Back – ten sam sampel – czołówka z amerykańskiego sitcomu “Welcome Back Kotter”, ogólnie piękna opcja na początek albumu.




No i miejsce grand prix…niepozorne, krótkie…….ale kocham to intro, nie wiem czemu. Gang Starr – Name Tag.



Ten wywód, chaotyczny i jedyny w swoim rodzaju, miał luźne, ale jednak, powiązanie z tym, że ZACZYNAM pisać tegoż oto bloga. I fajnie byłoby go zacząć jakoś DOBRZE. Ciekawie. Niebanalnie. Bo początek…jest..hmm…..ważny. Tak.

PEACE. ONE LUV. Kolejna notka wkrótce.

1 komentarz:

  1. Właśnie sobie przypomniałem że kiedyś też pisałem bloga ale mi się rwały koncepty i pokasowałem posty po tym jak stwierdziłem że kiedy bym nagrał płyte to słownie po dupie dostałby niemal każdy kogo znam (oczywiście zachowaniami) - chodzi mi po głowie mały koncept ep (o czym zachowam dla siebie) , ale wciąż uważam że nie mam odpowiedniego flow (choć nigdy nie słyszałem siebie na bicie i ciężko nawijać kilka zwrotek bez zapychaczy wersowych których chciałbym unikać czego nie moga się wyzbyć raperzy - więc moze pierdolnę zwrotkę ziomowi na mixtape by się sprawdzić czego mi brakuje - a truje mi od dawna)... no i właśnie to jest moje urwanie konceptu - ja kończę nie tak jak chciałem (dlatego ciężko mi pisać na temat hehe)...

    chuj w to - pisz ciekawie hehe

    Kavol aka vestax aka DJ KVL aka K to the VL hehe Peace!

    OdpowiedzUsuń